środa, 1 sierpnia 2018

WAKACYJNE ZDOBYCZE

    Wakacyjne wyjazdy to nie tylko odpoczynek ale również nowe miejsca do poszukiwań. Po drodze nad polskie morze nie ominęłam żadnego antykwariatu. W jednym z nich kupiłam filiżanki z drugiej połowy XIX wieku bez sygnatur. Odkąd mam większe doświadczenie w materii porcelanowej i bez problemu wyławiam  najstarsze jej egzemplarze, mam pokusę na zakup  nawet nie oznakowanych przedmiotów. Kryterium zakupu jest wtedy mój "nos". Zwykle w takich przypadkach  udaje mi się wynegocjować bardzo atrakcyjne ceny.
   Pierwsza filiżanka miała być Miśnią, jednak według mnie, z Miśnią ona nie ma nic wspólnego. Wysokie prawdopodobieństwo, że to śląski wyrób ewentualnie Berlin czy Czechy. Filiżanka jest bardzo duża i w bardzo ładnym stanie. Na razie jestem na etapie poszukiwania skąd może pochodzić. Charakterystyczne jest tu złocenie z zieloną lamówką, ponieważ wzór kwiatowy to typowy Śląsk. Na rynku wyroby śląskie są przeciętnych lotów jednak zdarzają  się zwłaszcza w muzeach takie egzemplarze, których nawet Miśnia by się nie powstydziła. W tamtym roku spotkałam w Złotym Stoku przepiękną filiżankę z Błotnicy za czterocyfrową kwotę w euro. Jak odszukam zdjęcia, to coś Wam popiszę na ten temat. Zwłaszcza, że w nietypowych okolicznościach stałam się posiadaczkę skrawka porcelanowego z sygnaturą tej manufaktury. 

porcelana śląska

miśnia porcelana
  Dwie kolejne filiżanki  niezbyt wysokich lotów są również zdobione ręcznie na porcelanie z dużą ilością spieków. Tym razem sprzedawca ustalił, że to Śląsk. Przychylam się do tej tezy, może być to mała fabryka porcelany powstała w 1857r w Sophienau (obecnie Jedlina Zdrój). Ostatnio Zofiówka u mnie była często wspominana. Na początku jej działalności miała dość specyficzne oznakowanie, które jest mało znane i często pomijane jako znak identyfikujący. Zwykle jak mam wątpliwości co do sygnatury staram się porównać przedmiot ze znanymi sobie obiektami, które często mogą mieć jakieś nawiązanie.
 Tu nasuwa się konkluzja im mniejszy obszar Waszych zainteresowań tym łatwiej przychodzi zapamiętanie pewnych szczegółów charakterystycznych dla danej grupy przedmiotów.

old porcelain

śląska porcelana
Mam nadzieję, że druga połowa wakacji będzie równie owocna zwłaszcza, że pojadę szlakiem wiedeńskiej porcelany.

czwartek, 28 czerwca 2018

Świat pełen bibeletów.

Uwielbiam porcelanę ale często przy okazji jej poszukiwania napotykam na ciekawe przedmioty.
W starym mieszkaniu ograniczała mnie ciągle mała powierzchnia. Teraz mam pole do popisu i tzw. opcję B, jak coś się  nie sprawdzi to zawsze może znaleźć miejsce w piwnicy, która zresztą też jest mieszkalna i stała się misz maszem wszystkich stylów. Dziś spróbuję udowodnić że stare, nikomu nie przydatne już przedmioty w jednym domu mogą stać się mega perełkami za rozsądne pieniądze w innym.

Na pierwszym zdjęciu obok całkiem nowej lampy, która jest ewenementem w moim domu leży stara szpula i grzybki do cerowania. Grzybki to dziś zapomniana instytucja, która była obowiązkowym akcesorium każdej pani domu. Obok znajduje się lampion na świecę u mnie jest flakonem, zwykle stoi w nim wysuszona lawenda. W tej funkcji sprawdza się idealnie. 
Te grzybki wydają sie dziwne, ale... Ostatnio na niedzielnym targu Pan miał masę rzeczy a wsród nich metalową siatkowa skrzynka, która okazała się pułapką na myszy. Gdyby nie Pani, która uprzedziła mój zakup to bym ją wzięła. Zostałam poproszona o radę w sprawie zakupu przez sympatyczną kobietę i musiałam być szczera, klatka była super. Pani zamierzała łapać w nią myszy ja bym postawiła ja dla zabawy w przedpokoju. Myślę, że robiła by za niezłą łamigłówkę pt. "Do czego służę". 
Tu mam dla odmiany lampę z lat 60, typowy modern, w której zakochałam się od pierwszego wejrzenia. Idealnie pasuję do akwareli, które wiszą nad nią.
W sieciówce kupiłam lampiony. Pierwotnie miały stać na tarasie ale z czasem zagospodarowałam je w domu. W jednym trzymam płyty cd a drugi jest budką dla wypchanej kuropatwy.
Kiedyś wpadłam do sklepu ze starociami, gdzie była wyprzedaż. Zakupiłam bibelotów całe auto, ledwie sama do niego się zmieściłam. Nad głową miałam dużą lampę stojącą z makabrycznie wielkim kloszem, obok dwa stoliki nocne, kobaltowa klatka na ptaki na tylnym siedzeniu, masę ramek , taboret i trzy wypchane ptaki. Jednym z nich była kuropatwa, pozostałe to bażant złocisty i biały ptak podobny do cietrzewia. Wkrótce  potem otrzymałam w prezencie duży obraz malowany na jedwabiu, którego głównymi bohaterkami są kuropatwy. Teraz wszystko pięknie razem wygląda. 
Ci co mnie czytają, pamiętają pewnie starego posta o Maryi. Tym razem ja dostałam prezent od swojej mamy. Ta figurka stoi w salonie a moja osobista Maryja, o której już Wam wspomniałam, jest u mnie w sypialni.
Całkiem niedawno za psie pieniądze kupiłam starą szufladę od kredensu, która stała się opakowaniem do muszli otrzymanych od koleżanki, były dodatkiem do adoptowanej przeze mnie leciwej kolekcji kaktusów. Wiem, że najstarszy Starzec ma ponad 25  lat. Jak sami widzicie nawet u mnie kaktusy mają swoją historię. Dodam, że wszystkim znana muszla w brązowe kropki, jest z domu mojej babci i ma minimum 40 lat. Odkąd pamiętam zawsze leżała na toaletce w domu dziadków.
 Stara świeca, która nie chce się już palić ze starości, też ma swój urok.
To mój ostatni nabytek w stylu Victoire Rene Jules Lalique-na, pewnie wyląduje u mnie w sypialni na szafkach nocnych. Ostatnio widziałam oryginał Victoire na starociach za kilka tysięcy, ja mam namiastkę za kilka złotych.
 Taca jest trofeum upolowanym wśród śmieci. Nikt jej nie chciał chociaż jest przykładem przedwojennego rzemiosła w stylu art deco.  Czasem mam takie poczucie, że jak czegoś nie zabiorę do swego domu to zniknie na zawsze. W tym samym miejscu znalazłam dwa lata temu olbrzymie stare lustro w drewnianej ramie zdobionej sztukaterią gipsową. Trochę było naruszone zębem czasu ale ostatecznie nie było takie złe. Mówiłam wszystkim, że to 100-letnie lustro, patrzono na mnie z niedowierzaniem. Kupiłam je z uporu za całe 40 zł. Przyniosłam do domu zdjęłam jego plecy i anno domini 1904. Co mówiłam "wiedz kosztuje".
W tym samym sklepie kupiłam kaffetirę Hellem, która była rozkompletowana całkowicie. Udało mi się odnaleźć całą część dolną i szkło górne, nie mam mechanizmu do destylacji. Więc stała się przydatna  jako wazon.

 Na koniec kosz na owoce z aluminiowego drutu. Wygląda bardzo szlachetnie.
Podsumowując, myślę że nie trzeba dużych pieniędzy żeby udekorować dom w swoim stylu. Wystarczy trochę poszukać. Na trasie każdych wakacji mam takie miejsca gdzie się zatrzymuję i nigdy nie wracam z pustą ręką. Zobaczymy jak będzie w tym roku. 

wtorek, 5 czerwca 2018

Zofiówka i chabry

     Ostatnim razem rozpoczęłam temat typowego wzoru serwisów śląskich i spróbuje go rozwinąć. Często bywam na targach staroci i zwykle staram się rozmawiać z doświadczonymi osobami, które trudnią się ich sprzedażą. Tak dowiaduję się oficjalnych i nieoficjalnych informacji o przedmiotach, które mnie interesują. Tak na przykład, w jednym z postów zastanawiałam się jakim cudem elementy jednego serwisów mają różne sygnatury.

    Będąc na wyjeździe w Kotlinie Kłodzkiej usłyszałam od handlarza, że "czyste" serwisy z różnych manufaktur w okresie zimowym były malowane nie w fabrykach tylko dawano je do tzw. pracy chałupniczej. Obecnie to trochę zapomniane pojęcie, chodziło o to, że malowały je kobiety w domach, które zimą miały trochę mniej pracy w obejściu i na polach. To usprawiedliwia przeciętny poziom niektórych malatur.
     Dzisiejszy serwis w chabry czekał na mnie chyba ze dwa lata. Pierwszy raz jak go zobaczyłam w jednym z miejsc, moich częstych łowów, byłam pewna, że to "Śląsk". Jednak po dokładnych oględzinach nie znalazłam na to żadnych dowodów. Jeszcze przy tym mąż przemawiał mi do rozsądku, żebym bez sygnatur nic nie kupowała. Odpuściłam. Kolejnym razem również zaczęłam rozważać jego zakup ale wszystkie obiekcje wzięły górę. Po roku ponownie się z nim spotkałam i zaczęłam mieć nie odparte wrażenie, że na mnie czeka. Po długim okresie znów odwiedziłam znajome miejsce i on dalej tam stał już bardzo skurzony.
Ponieważ sklep od sufitu do podłogi wypchany jest starociami, więc zwykle chodzę i szperam po wszystkich dziurach. Jest to bardzo żmudna robota. Tak też było tym razem. Po wejściu do sklepu szperałam, szperałam i szperałam. Najpierw wyszperałam KPM z malaturą w stylu chińskim. Potem wzrok mój zatrzymał się na talerzykach z szafirowym rantem. Zakup ich odrzuciłam , bo po co mi talerzyki skoro w domu już ich mam od liku. Potem zmęczona szperaniem negocjowałam cenę serwisu w chabry. Po raz dziesiąty go obejrzałam. Męża przegnałam do samochodu by podjąć jedyną słuszną decyzję. Wynegocjowałam cenę na bardzo niską, zwykle za te pieniądze kupuję jedną filiżankę. Pomyślałam "trudno, widocznie na mnie czeka". Felerem całej transakcji był brak talerzyków od filiżanek.
Gdy już byłam właścicielem wszystkich upolowanych przedmiotów wróciłam usatysfakcjonowana do domu. Wszystko poszło do mycia. Wtedy zobaczyłam wyciśniętą sygnaturę Zofiówki na dwóch filiżankach. Chyba serwis podziękował mi za zabranie go do domu. Wyciski mają to do siebie, że najlepiej je zidentyfikować w dobrym świetle, którego w sklepie nie było. Ale to nie koniec, moja euforia spowodowała, że przypomniałam sobie talerzyki z szafirowym rantem w stosach pełnych talerzy, talerzyków i innych skorup. Więc następnego dnia co zrobiłam? Pojechałam po talerzyki. Nie było to łatwe bo ogrom przedmiotów był taki, że nie mogłam odtworzyć gdzie je widziałam. Gdy już zwątpiłam, na koniec weszłam do ostatniego, zapomnianego pomieszczenia bez okna i tam w półmroku zobaczyłam talerzyki, które okazały się być od mojego kompletu. Oddałam sprzedawcy wcześniej wynegocjowaną różnicę i powiedziałam co to za manufaktura. Pewnie trochę było mu szkoda, że sam nie umiał zidentyfikować fabryki z której pochodził serwis przez co stracił finansowo. Po raz kolejny stara prawda, wiedza kosztuje.


suliszów porcelana

porcelana breslau


niedziela, 27 maja 2018

Śląskie "GRUSZKI"

     Witam wszystkich serdecznie. Ostatni rok to czas samych zmian i ciężkiej pracy nad nowym domem. Przy wszystkich etapach budowlanych równolegle trwały poszukiwania wyposażenia wnętrz. Oczywistym jest fakt w którym kierunku poszły. Takie osoby jak ja, nie kupują w sklepie rzeczy, które udają, że są wiekowe. Zasada jest jedna albo coś jest nowe, albo coś jest stare, nie ma nowo-starych rzeczy. Czasem kupuję coś mojej mamie, która często zadaje mi śmieszne pytanie "czy coś jest używane?." Zawsze odpowiadam jedno, jak coś jest stare to musi być używane.
  Wiem, że zaniedbałam swój blog, jednak pasję do starej porcelany ciągle w sobie pielęgnuję. Pomimo, że czasem skręcam w inne kierunki to jednak ciągle wracam do mojego hobby. Jestem na tym etapie, że miejsce w witrynach jest już tyle samo warte co eksponaty, które kupuję. Ciągle dokupuję witryny, które szybko zostają zapełnione. Obecnie szukam witryny na Ćmielów, leżący od roku w pudłach nierozpakowany. 
    Ostatnio kupiłam  serwis w chabry w dość ciekawych okolicznościach, któremu  następnym razem poświęcę odrębny post. Przy okazji tego zakupu, siedząc w fotelu i podziwiając swoje zbiory porównywałam poszczególne części  z kilku serwisów  śląskich. Na początku swego zbieractwa nie rozróżniałam drobnych detali, dziś widzę różnice, które i Wam chcę pokazać. Dziś typowe śląskie dzbanki z końca XIX o kształcie gruszki. 

Pierwszy dzbanek to Suliszów  Zofiówka założona 1857 roku. 
stara porcelana


Drugi dzbanek to Fabryka Kristera w Wałbrzychu, założona w 1820 roku.
śląska porcelana

breslau porzellan
Kolejny to mój prezent urodzinowy Stary Zdrój  Karla Tielscha (Altwasser). Manufaktura powstała w 1845 roku.
carl tielsch porcelain

carl tielsch
 Ostatni, to także Krister z Wałbrzycha.
krister porcelana śląska
W zestawieniu widać, że różnią się wielkością, kształtem uszka i pokrywki. 
breslau porzelan

poniedziałek, 8 stycznia 2018

PÓŁKA Z MOJEJ WITRYNY CZ2

Dla przypomnienia:

   Była już jedna z półek, więc czas teraz na kolejną. Ostatnio już moje porcelanowe obiekty nie zmieniają miejsca więc można uznać, że osiadły na stałe. Do dziś nie mogę pojąć, jak wszystko kisiło się piętrami w jednym babcinym kredensie a teraz nie jest w stanie zmieścić się z powrotem w dwóch. Ciągle Ćmielów leży w pudłach ale mam nadzieję że przyjdzie czas też na niego. Jedna uwaga, która mi teraz przyszła na myśl. Miałam szklaną współczesną witrynę, którą kupiłam w znanej sieciówce, wcześniej była pełna porcelany  i to dość cennej. Po przeprowadzce do nowego domu  witryna któregoś dnia na robiła wielkiego huku i rozleciała się drobny mak,  jak szyba samochodowa. Myślę że parę razy po zmianie położenia jej szyby nie wytrzymały naprężeń. Jednak co by było gdyby nadal była pełna porcelany? Wolę nie myśleć. To jest kolejny argument, że stare meble trwają wieki, współczesne po paru latach idą na śmieci.
Wróćmy do dzisiejszej półki, która głównie jest pełna filiżanek z ALKI. Kiedyś już wspominałam o nich, w tyle talerzyk malowany ręcznie z Miśni, który kupiłam w Lille. W centralnym miejscu leży co?.... Moje dziecko mówi kura. Ja uważam że to przepiórka a właściwie naczynie na pasztet z przepiórki lub jajka z przepiórki. Kupiłam je niedawno, zaintrygowało mnie jego przeznaczenie. Wiem, że obiekt jest dość stary, jak nie bardzo stary ale nie miałam czasu ustalić skąd pochodzi. Jak go wypatrzyłam, to przypomniały mi się kaczki na pasztet z Horyńca w Pałacu w Kozłówce. Uwielbiam dziwne przedmioty i cały ten proces poznawczy, który im towarzyszy zanim dokładnie ustali się co to jest, do czego służy ile ma lat itd. Dosłownie jak u Sherlocka Holmesa.
kaczki
http://lawendowyzagajnik.blogspot.com/2014/06/paac-zamojskich-w-kozowce-cz2.html
ANTIQUES PORCELAIN

PORZELLAN MEISSEN

KPM KRISTER

PORZELLAN MEISEN



sobota, 6 stycznia 2018

Porcelana śląska de lux

     Porcelana to moje hobby i nie umiem sobie odmówić odwiedzin w takich miejscach, w których widać i czuć wielkie rzemiosło, które ją stworzyło. 
    Dziś wygrzebałam zdjęcia z ostatnich wakacji. W czasie letnich wojaży zmusiłam swoją rodzinę by „po drodze” zajechać do Wałbrzycha a tak bliżej prawdy do Muzeum Porcelany w Włbrzychu. Przy Muzeum na ulicznych wykopach znalazłam szczątki XIX wiecznej porcelany ale to w innym poście.
    Przeglądając zdjęcia wpadłam na pomysł, że podzielę je tematycznie by je Wam pokazać. Pierwszą część nazwałam roboczo "porcelana śląska de lux". Eksponaty na zdjęciach to głównie Stary Zdrój (Alt Wasser) Carla Tielscha z okresu 1850-1860. Jakość tych wyrobów nie odbiega od poziomu starych znanych europejskich manufaktur. Takich wyrobów już nie ma na rynku jedynie szczycą się nimi muzea. 

Stary zdrój porcelana

polrcelana carl tielsch

carl tielsch

stara porcelana

ALLTWASER